czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 1

Oczami Dominiki.

Wstałam, zaczęły się wakacje. Pierwszy tydzień pracuję, później jedziemy na warsztaty. Założyłam to. Cały czas nie radzę sobie z tym wszystkim. Zeszłam na dół.
-Hej mamuś. uśmiechnęłam się.
-Ja nie wiem, czy ty jesteś potomkiem albinosa? spytała.
-Ale że co?
-Większość dziewczyn opalone chociaż trochę, a ty... Cóż...
-Ja tam  się ciesze.
-Tak, jesteś jedyna w swoim rodzaju.
-Och, o ja wiem. zaśmiałam się. Zawsze miałam z mamą świetny kontakt, od kiedy żyję. Weronika weszła. Ona nigdy nie pukała, bo nie musiała. Znałyśmy się od urodzenia, znałam się właśnie z nią najdłużej.
-Dzień dobry.
-Cześć Weronika.
-To co idziemy na próbę? spytała.
-A która jest?
-No 10:45. Mamy na 11:30, ale nim Remas się wygrzebie i jeszcze po Marcina wbijamy.
-No właśnie muszę ci coś powiedzieć ci.
-To mów.
-To ja może was zostawię. powiedziała mama i wyszła.
-Wiesz długo się zbierałam żeby ci to powiedzieć, i zdecydowałam się zrobić to dziś. Bo się rozmyślę, a powinnaś to wiedzieć.
-A co  w ciąży jesteś? zaśmiała się.
-Nie... Wiesz ostatnio Marcin dużo czasu z Olą spędzał. I znaczy jak ty nie byłaś na próbie.... To on i Ola... Całowali się. Ciężko mi to powiedzieć... Nie chce cię ranić, na prawdę. Ale zdecydowałam że powinnaś wiedzieć, jeżeli mi ufasz to wiesz że mówię prawdę.
-Sama zauważyłam że dzieje się coś niedobrego. po jej policzkach popłynęły łzy.
-Przepraszam, że dowiedziałaś się tego ode mnie. Ale ja miałam poczucie winy że o tym nie wiesz.
-Dzięki... Za to... Wiesz że... Znaczy, idź po Remasa, ja dziś na próbę nie pójdę. Muszę się po zbierać trochę.
-Rozumiem. Pamiętaj, że na mnie możesz liczyć o każdej godzinie dnia i nocy. przytuliłam ją.
-Zawszę mogę na ciebie liczyć, dziękuje. Wpadniesz do mnie po pracy?
-Jasne, kiedy tylko wrócę. Albo nawet, od razu po pracy do ciebie pójdę.
-Dziękuje. Ja idę... Muszę przemyśleć... Dużo rzeczy.
-Jasne. Trzymaj się. wyszła. Może jednak popełniłam błąd, jak... Nie, nie mogę widzieć najczarniejszych scenariuszy. Mimo to wolałabym być z nią, ale tak czy inaczej muszę iść wpierdolić Marcinowi! ZDECYDOWANIE. Byłam teraz jeszcze bardziej wściekła, wzięłam instrument, poszłam do domu Remasa. Wiedziałam że tylko on teraz może mi pomóc. Chociaż na tyle żebym nie zabiła Marcina. Szłam bardzo szybkim krokiem, właściwie nawet biegłam. W tym momencie tylko on chyba mnie ogarnia. Właśnie na tym polega mój problem. Mogłam posłuchać Remasa, mogłam jej nie mówić, mniej bym się martwiła. Nie byłoby aż takich dużych problemów teraz. A jednak z drugiej strony.. Gdyby dowiedziała się że wiedziałam o tym i nie powiedziałam jej. Ech.... Ciężko, sama nie wiem czy dobrze zrobiłam. Co się stało to się nie odstanie, okej. Postąpiłam w miarę moralnie. Zapukałam do drzwi domu, otworzyła mi pani Lewandowska.
-Cześć Dominika, Remek już czeka.
-Dzień Dobry.
-REMEK!!! krzyknęła jego mama.
-NO JUŻ IDĘ! odkrzyknął.
-Ruszaj się! powiedziałam głośniej.
-Sekunda! po chwili zszedł na dół.
-O łaskawy pan w końcu przyszedł. zaczęłam się śmiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz